Wielodzietnik codzienny - jest zapisem prawdziwej historii, prawdziwych ludzi i ludzików. Zwyczajnych zjadaczy chleba. Powstawał w trudnych chwilach, bólach i radościach, w momencie gdy na świecie pojawiły się nasze najmłodsze cuda, skrajne wcześniaki, których życie przez wiele tygodni wisiało na włosku. To właśnie one - Calineczki, M&Msy, maleńkie: Michasia i Majutka stworzyły nasze życie rodzinne na nowo.
Zapiski prowadziłam na mojej prywatnej tablicy Facebooka. A te z kolei miały ogromną rzeszę czytających fanek i fanów. Coraz większe grono znajomych namawiało mnie aby założyć bloga, a z czasem by wydać dziennik i by można go czytać na papierze. Obiecując, że z miejsca wykupią po kilka sztuk! Dziennik, to jest coś co trwa... Opisuję w nim sytuacje, wydarzenia i zabawne anegdoty obecne w naszym domu. To coś co mnie bawi.
Kocham pisać i chyba nie zdawałam sobie sprawy z tego, że może to kogoś
zainteresować. Jeśli wydamy Dziennik pokładowy, uda się, a nasi Kochani
sponsorzy nam pomogą na pewno będzie miał kolejne części!!!
Skoro pokładowy podoba się tak dużej ilości osób, to jest ogromna szansa, że da sporo rozrywki kolejnym i kolejnym czytelnikom. Lubię sprawiać ludziom radość. Radość jest towarem deficytowym. Wiele
mam pisze do mnie w prywatnych wiadomościach „Ania pisz, jak najwięcej
pisz... to czas tylko dla mnie. Ja, kawa i pokładowy. Musisz to pisać
dla mnie!”. To dodaje skrzydeł każdemu chyba autorowi." Tak było w zeszłym roku.
Tak było PONAD rok temu. Prace trwały PONAD pół roku.
I letnią porą Dziennik Pokładowy został wydany, doczekał się premiery :)
Niestety już we wrześniu sprawy zaczęły się komplikować.
Wydawnictwo padło, a padając pociągnęło za sobą nasz Dziennik pokładowy.
Nie chcemy się poddać, nie teraz gdy już jest i cieszy oko tak wielu osób. A zbiera bardzo dobre recenzje.
Zebrana kwota wystarczy by go wznowić u innego Wydawcy i by dalej żył! Odbyłam już wstępne rozmowy z Warszawską Grupą Wydawniczą. Potrzebujemy do tego 1700 zł.
Damy mu drugą szansę? :) Razem!?
Oto co o dzienniku napisały niezależne osoby poproszone o krótką recenzję tzw. maszynopisu.
"Niezwykła opowieść o tym, jak można w trudnych warunkach naszego "przyjaznego inaczej" rodzinie państwa zbudować dom rodzinny przez duże D. Obraz miłości prawdziwej, której owocem są nie tylko dzieci, ale relacje z nimi i pomiędzy nimi - zwarte jak tkanina nie do rozerwania. Historia o tym, co się dzieje, kiedy Bóg z psalmu 127 ("Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą") zaproszony do rodziny buduje razem z nimi. Wszytko to napisane językiem skrzącym się dowcipem, inteligencją i dystansem do opisywanej rzeczywistości. Niezwykle trudno się oderwać od tej relacji z życia rodzinnego pisanej przez autorkę w ekstremalnych okolicznościach pola boju, na którym nigdy nie wiadomo, które z 6 dzieci i czym wystrzeli. Dla mnie osobiście lektura dla każdego, komu się wydaje, że ma mało wolnego czasu i jest człowiekiem niezwykłym, uczy pokory."
Katarzyna Mossór
http://www.subiektywnieoksiazkach.pl/2015/07/dziennik-pokadowy-czyli-wielodzietnik.html
http://czytelnicze-zacisze.blogspot.com/2015/06/dzis-premiera-ksiazki-dziennik-pokadowy.html
http://czytelnicze-zacisze.blogspot.com/2015/06/anna-ignatowska-dziennik-pokadowy-czyli.html
Zaczynasz czytać Dziennik pokładowy i zastanawiasz się co odkryjesz?, kogo odnajdziesz za tymi zapisanymi stronami? Pierwsza myśl „no nie, znowu jakiś pamiętnik”. DOOOOOŚĆ!!!
Jednak „Dziennik Pokładowy czyli Wielodzietnik codzienny” to co innego. Jest odzwierciedleniem Twoich myśli, obaw, bólu tego fizycznego i tego światopoglądowego, moralnego. Jest też krainą szczęścia, do której możesz wpadać, kiedy tylko zechcesz. Jednym słowem kosmos dnia codziennego. Taki malutki lub TROCHĘ większy, przeżywany w samotności lub wspólnie z bliskimi. Ale od początku... Pierwsze moje spotkanie na stronie „pokładowy.pl” nastąpiło w maju 2014 r. Będąc trochę zaintrygowana tytułem otworzyłam nowego bloga i ... zapadłam się po same uszy. Czytając go wtapiałam się coraz bardziej w tę rodzinną atmosferę. Odczucie bliskości, bycia w miejscach opisywanych i patrzenia na sytuacje, które się wydarzały było ogromne. To nawet nie 3D lecz już 4D. Przeżywałam słowa Majki: „neee, to tieSss (czyt. Piess)”; dopingowałam Miśkę w samodzielnych przebieżkach po pokoju; doceniłam zdolności wierszokleckie Wiki, no i oczywiście czułam ten niesamowity smak salami z kanapek autorki bloga. Teoria z liczbą 7 rozbawiła mnie do łez i postanowiłam, że sama sprawdzę czy takową swoją liczbę posiadam. W tym miejscu nie mogę nie wspomnieć o przeżywaniu komunii Franka lub rocznicy komunii Zuzi oraz pomieszkiwania w szpitalu Antka. Ach, z tym Antkiem... no jak bym patrzyła na moje dziecię pierworodne. Wyślij do sklepu po płyn do mycia szyb - to przyniesie pięciolitrowy baniak płynu do spryskiwaczy samochodowych. Jak nic w „Pokładowym” można odnaleźć siebie.... „Dziennik Pokładowy” jest napisany lekkim, przystępnym językiem, z ogromną dawką humoru, ale i nostalgii. W dzisiejszym świecie tak zabieganym, tak dalekim od współczucia i etycznych ideałów. Pokładowy jest światem z krwi i kości, światem dnia codziennego, ulotnym a jednak zapisanym. Światem uwierającym ilością dzieci, trwałością postaw moralnych, altruizmem, bólem i cierpieniem. Chlebem naszym powszednim, od którego uciekamy i do którego nie przyznajemy się przed pracodawcą, kolegami, sąsiadami. A co boli najbardziej, czasami nie przyznajemy się przed samymi sobą. Wyjątkowe. Godne polecenia.
Anna Mroczkowska Trybek
Opinie czytelników:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/260138/dziennik-pokladowy-czyli-wielodzietnik-codzienny