Kukiz: Król Chaosu

Projekt
zakończony
80
/ 3000 zł
8
wspierających
 

KUKIZ KRÓL CHAOSU

Ta książka powstała z potrzeby serca. Mam nadzieję, że wiele osób tą potrzebę wesprze. Jeżeli chcecie dowiedzieć się jak tworzył się fenomen Pawła Kukiza to na pewno warto przeczytać o kuchni całego przedsięwzięcia. To materiał dobry dla dziennikarzy, politologów, polityków w końcu dla każdego wyborcy, który 25 października będzie musiał podjąć decyzję.

Na co potrzebuje środków?

Redakcja 1500 zł

Oprawa graficzna 1500 zł




thumb____marcinpaladeresiz_resize_600_60

Nazywam się Marcin Palade

Urodziłem w 1971 roku. W 1995 roku ukończyłem Wydział Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego (specjalizacja socjopolityczna). 1997 założyłem własną firmę – Ośrodek Badań Wyborczych (OBW), która była współorganizatorem prawyborów parlamentarnych Wieruszowie (1997), Nysie (2001) Bystrzycy Kłodzkiej (2001), prezydenckich (2000) oraz prareferendum Prudniku (2003) Głuchołazach (2003). Od 2003 współtworzyłem Polską Grupę Badawczą (PGB), jedną z pięciu firm socjometrycznych Polsce dokonujących latach 2004-2006 cyklicznych pomiarów zagadnień społeczno-politycznych.

Z niewielkimi przerwami od ponad dwudziestu lat zajmuję geografią wyborczą (psefologią). Doradzam kampaniach wyborczych (badania, strategia, realizacja), prowadzę ranking gmin reprezentatywnych (wyborcza „Polska pigułce”) a ponadto publikuję artykuły analizy obszaru moich zainteresowań (statystyka wyborcza, historia, politologia, geografia, geopolityka). 2011 uczestniczę projekcie, którego zwieńczeniem będzie wydanie 2015 „Atlasu wyborczego Rzeczypospolitej”. wolnych chwilach czytam podróżuję. Jestem członkiem opolskiego Stowarzyszenia Polsko-Serbołużyckiego „Pro Lusatia”


Pierwszy z fragmentów książki "Kukiz król chaosu".


[...] W mojej książce piszę o tym co widziałem i słyszałem będąc bardzo blisko Kukiza w kluczowym momencie dla projektu muzyka i mocno zaangażowanego w sprawy kraju obywatela. Rozstaliśmy się po wymianie mailowej 25 czerwca, mocno poróżnieni co do oceny teraźniejszości i przyszłości. W czasie niezbyt długiego „karnawału z Kukizem” poznałem tych, którzy byli z nim blisko na etapie poprzedzającym jego wielki sukces w polityce. Podzielili się tym co mieli – wiedzą i doświadczeniem wynikającym ze współpracy, które okazały się pomocne w częściowym „rozgryzieniu” skomplikowanej osobowości Kukiza.A także mniej lub bardziej dziwacznych mechanizmów jego postępowania oraz ludzi kręcących się na jego „dworze”. Odnoszę się też, po rozmowach z tymi, którzy wytrzymali z Kukizem dłużej niż ja, do ostatniego aktu tragikomedii z jego udziałem. Składającego się z obranej przez Kukiza jednokierunkowej drogi ku chaosowi chaosów. Czyli samoograniczenia dla niego samego. A nawet można by rzec samozmielenia się Kukiza i z nim związanej inicjatywy. To zwijanie się widzieli i widzą prawie wszyscy tylko nie Kukiz i jego garstka wyselekcjonowanych, po wielu cięciach, współpracowników.

[..]W połowie sierpnia startują przesłuchania w Katowicach. Przed komisją centralną stają wytypowani przez Zespoły w regionach kandydaci na kandydatów z czołowych miejsc. Teoretycznie. Jeden z uczestników tak relacjonuje swoje związki z ruchem Kukiza:

Inicjatywie Kukiza przyglądałem się jak każdy kto chociaż trochę interesuje się tym co dzieje się „na górze”. Jeszcze w czerwcu dostałem przez znajomego propozycję, by zaangażować się w budowanie ruchu w moich rodzinnych stronach. Nie powiedziałem „nie”. Kilka dni później okazało się, że w ramach oddolności w budowaniu struktur moje województwo dostanie w zarządzanie kumpel jednego z bliskich współpracowników Kukiza. Nieoczekiwanie 4 lipca w godzinach wieczornych dostaję telefon od wspomnianego już znajomego. Prosi mnie, żebym aplikował na kandydata na posła. On sam jest szefem innego regionu, ale postara się pomóc mi w dostaniu się na – ja kto określa – biorące miejsce na liście. Oddolność w budowaniu ruchu? No tak – myślę – niezły dowcip. Ale składam. Możliwość uczestniczenia w czymś, co przybiera charakter pospolitego, acz chaotycznego ruszenia wzbudza moją ciekawość. Następnie zostaję zaproszony na przesłuchanie do Katowic. Przyjeżdżam chwilę przed wskazanym w zaproszeniu czasem. Miejsce? Wielka siedziba śląsko-dąbrowskiej „Solidarności”. Gmach robiący wrażenie. W środku przeszklona winda. Sala przesłuchań im. Lecha Kaczyńskiego.

Przed drzwiami do niej kłębi się tłum, w tym czekający na wejście ludzie z mojego regionu. O czym dowiaduję się po czasie. Widzę ich po raz pierwszy. Ale okazuje się, że wielu z nich widzi potencjalnych rywali w walce o miejsca na liście także pierwszy raz. Dosyć szybko dyskusja schodzi na ocenę koordynatora regionalnego. Tego wybranego z klucza. Za zasługi dla Zmielonych czy JOW? Za zaangażowanie w kampanii prezydenckiej Kukiza? Nic z tych rzeczy. Wszyscy są przeciwko naszemu „baronowi”. To on miał z niepochodzącym z wyboru i niepoddanym żadnym mechanizmom kontrolnym Zespołem dokonać wstępnej selekcji kandydatów.

Ale ja jestem z innej puli. Przyjeżdżam przecież na przesłuchanie z naboru „extra”. Ludzie opowiadają zasłyszane od innych plotki od tych, którzy już stanęli przed obliczem komisji. Jeden mówi o sytuacji kiedy na salę wszedł ekonomista. Dostał jednozdaniowe pytanie od któregoś z narodowców co może powiedzieć o austriackiej szkole ekonomicznej. Na pytanie co konkretnie nie dostał odpowiedzi. A potem dał komisji kilkunastominutowy wykład na interesującą, przynajmniej jednego jej członka, kwestię. Była też podobno atrakcyjna dziewczyna, niezbyt ciśnięta przez komisję. Ale przetrzymana dosyć długo, by zaspokoić wzrokowe oczekiwania cmokających związkowców i partyjniaków. Czy pytali ją o „właściwe” preferencje seksualne? Tego się na plotkarskiej giełdzie nie dowiedzieliśmy.

Obok nas stoi grupa ze świętokrzyskiego. Te same problemy. Narzekanie na nadzwyczaj duży odsetek klejących się do Kukiza wariatów. Całkowity chaos w komunikacji z centralną. Centralą, której de facto nie ma. Jakieś komitety referendalne. U nich przez długi czas ludzie zorganizowani w dwóch, zwalczających się strukturach. Aktywiści ze świętokrzyskiego chcą wspólnie wystąpić przeciwko Jackowi Wilkowi z KNP, który chwali się na lewo i prawo, że ma „jedynkę” w kieszeni, bo to mu obiecał Kukiz.

Co to za demokracja pytają? Gdzie ta oddolność? Okazuje się więc, że wszyscy jedziemy na tym samym wózku. A Kukiz ze swoimi wpisami o obywatelskości? Ściema – mówią co odważniejsi. Awantura o Wilka się rozwija. Wychodzi jeden z przesłuchujących z sali, bo słyszą tam nasze głośne rozmowy. Pyta o co chodzi? Wielu skarży się na układ. Mówią, że nie wyobrażają sobie dla Wilka miejsca wyżej niż piątego. Przesłuchujący pyta gdzie jest u nich troska o dobro sprawy? Jeden z kandydatów na kandydatów nie wytrzymuje i mówi do niego „Pierdolę. Nie będę rozdawać ulotek dla człowieka, którego nikt w naszym regionie nie zna”. Zza drzwi wyłania się kolejny przesłuchujący. Włącza się do dyskusji. Broni decyzji z Wilkiem. Argumentuje, że trzeba otworzyć się na partie, bo one mają struktury. Na partie ? Przecież miał być ruch apartyjni. A struktur KNP w świętokrzyskim nie ma. Może pojedyncze osoby. Ten sam przesłuchujący apeluje o rozwagę i dbanie o – jak to określa – dobrą zmianę dla Polski.

[…] Pora na mnie. Wchodzę na salę. Komisja siedzi rozrzucona niedbale po sali. Nie ma przesłuchania twarzą w twarz. Rozpoznaję trzy osoby – Bosaka, Winnickiego od narodowców i Dominika Kolorza z Solidarności. Za chwilę okaże się, że jest jedynym, który wie o czym mówię. Obecność narodowców uświadamia mi, że są istotnym graczem u Kukiza. Oni, którzy do tej pory zajmowali się przede wszystkim organizacją jednej dużej imprezy Marszu Niepodległości będą teraz przesłuchiwać mnie. Niech będzie. Przedstawiam się. Mówię co robiłem i robię. Wymieniam nazwę jednej z moich aktywności po angielsku, nie trudząc się na znalezienie polskiego odpowiednika. Zapada cisza. Czuję po reakcji, że tylko Kolorz wie co to znaczy. A przecież nie jest to coś niszowego. Winnicki czterokrotnie prosi mnie o powtórzenie. Pewnie słyszy pierwszy raz i chce się nauczyć. Wolno mu. Jest młody i ambitny.

Zaczyna się seria pytań. Drżę na myśl czy z takimi tuzami dam radę. Patrzę na salę. Winnicki napompowany jak balon, dwóch wielkich jak wieloryby związkowców, a pomiędzy nimi chudziutki jak przecinek Bosak. Wciśnięty mały i łysy Mnich. A do tego siwy jak gołąbek Kolorz. Co on robi w tym gronie? Na pewno podnosi poziom, ale przed nim trudne zadanie. Prawie niewykonalne. Jeden ze związkowców pyta dlaczego nie współpracuję z koordynatorem wojewódzkim. Poprawiam go, że wedle mojej wiedzy jest on rzecznikiem sprawy. Zresztą nie wiem. Co chwilę Kukiz zmienia wszystko i prawie wszystkich. Odpowiadam z bolszewicką szczerością, że z prostej przyczyny. Jeszcze miesiąc temu był w Platformie Obywatelskiej i poirytowało mnie to, że taka osoba może sprawować ważną funkcję w ruchu antysystemowym. Po przerwie na zastanowienie drugi ze związkowych wielorybów pyta dlaczego jestem taki radykalny? Odpowiadam, że gdybym taki był to bym zapisał się do narodowców i siedział po drugiej stronie stołu. Dalszej polemiki nie ma. Kolorz robi lekki grymas na twarzy. Do sali wparowuje Kornel Morawiecki. Zaczyna od rozdawania jakiś gazetek przesłuchującym, po czym siada. Szkoda, że nie było go od początku. Miałbym przynajmniej dwóch ludzi z którymi można o czymś porozmawiać.

[…] Po godzinie oczekiwania werdykt. Komisja informuje kto ma jakie miejsce na liście. Nie jest źle. Wprowadzony kuchennymi drzwiami dostaję „dwójkę”. Pierwszy jest koordynator – członek radykalnego związku zawodowego a do niedawna także PO. Myślę sobie patrząc na skład komisji, że nie mogłem osiągnąć więcej. W końcu z parytetów wychodziło im, że oddolność oddolnością a „nasi” swoje muszą mieć. Z drugiej strony uświadamiam sobie jak tym, którzy decydują o obsadzie list, trudno będzie połączyć interesy różnych środowisk.

Jeszcze przed naszym wyjściem z sali zaczyna awanturować się jeden z przesłuchanych. Żąda dla siebie „jedynki” i grozi, że w przypadku niespełnienia odejdzie. Komisja jest nieugięta, a on w reakcji wychodzi obrażony. Zresztą przy prezentacji kolejnej wersji listy w moim okręgu znajdzie się i tak w drugiej dziesiątce. Ale nie dlatego, że zmienił zdanie. Po prostu ktoś w centrali wrzucił starą, nieaktualizowaną wersję listy. Po interwencji jego imię i nazwisko zostaje usunięte. O swoje zaczyna awanturować się też narodowiec. Dostał środek pierwszej dziesiątki. Mierzył wyżej. Przed wejściem mówił, że liczy na kolegów z komisji. Być może nie był z ich frakcji. Głośno wypowiada słowa, że całe to przesłuchanie to fikcja, a karty zostały dawno rozdane. Popełnia polityczny błąd, choć w moich oczach urósł za swoją prostolinijność. Siedzący do tej pory jak mysz pod miotłą Mnich rzuca się narodowcowi do gardła. Wykrzykuje, że widać teraz, iż to narodowiec stoi za nieprzychylnymi artykułami w lokalnych mediach o rzeczniku wyznaczonym przez Kukiza.

W końcu wychodzimy. Szybko integrują się „jedynki” i „dwójki” z różnych regionów. Będziemy posłami – mówią. Wracając z Katowic zastanawiam się czy jest sens brania udziału w tym wariackim wyścigu. Czekam na instrukcje co robić. Spotykam się nawet z moim rzecznikiem sprawy, który mając „jedynkę” w garści, jest już bardziej otwarty. Ale centrala pogrąża się w chaosie. Kukiz koncertuje. Kolorz z ekipą jest zajęty. Muszą ułożyć 41 list. Niełatwe zadanie. Po kilkunastu dniach dostaję, jeden po drugim, sms „gratuluję”. Pytam tych, którzy je wysłali „czego”? Od nich dowiaduję się, że Kukiz przeczytał moje nazwisko jako „jedynkę” w okręgu. Jestem mocno zdziwiony. Nerwowo wchodzę na profil Kukiza, żeby odsłuchać czy jestem tym kim jestem. Czekam aż dojdzie do mojego okręgu. Może znajomi mnie wkręcają? Wiedzą, że przy tych zmianach zmian u Kukiza można sobie ze mnie trochę pożartować? A jednak „jedynka”. Zapadam się w miękkim fotelu. Ciekawe czy będę miał miękkie lądowanie na Wiejskiej? Ale jak to możliwe, że nie walczyłem o lidera listy, a dostałem?

[…] Umawiam pięć pierwszych spotkań. Żeby się poznać, podzielić obowiązkami. Na starcie od jednej z kandydatek dowiaduję się, że powinienem się bać. Na moje pytanie dlaczego? Odpowiada, że już zbiera na mnie papiery. Dowiaduje się, że nie jestem prawdziwym woJOWnikiem. Nie przejmuję się nią specjalnie, bo widzę, że ma ona problemy z utrzymaniem stabilności emocjonalnej. Takich było sporo na przesłuchaniu i pewnie będzie na naszych regionalnych spotkaniach. Znajomi z innych części Polski, w rozmowie ze mną mówią, że mają to samo. Co? Wariatkowo. Po czasie dowiaduję się, że pani od „haków” aktywizuje się przede wszystkim wpisami pod postami Kukiza. Wszędzie jej dużo. A dodatkowo jeździ po jego trasie koncertowej. Ja nie byłem na żadnym koncercie. Pewnie jestem gorszy.

Zaczynam z rozsądnymi ludźmi zbierać podpisy i uzupełniać listę. Niedługo później dostajemy w czachę. Prawa ręka Kukiza Sanocki pisze list otwarty nawołując lidera do rozwiązania komitetu. Moi woJOWnicy uważają, że Sanocki zdradził lub zwariował. Sam jestem zdania że to strzał w plecy. Facet nie wie kiedy można stosować – jak to nazywa – prowokację intelektualną. Przecież listy otwarte pisze się do wrogów, a nie do przyjaciół. Mimo to dalej zbieramy podpisy. Walka trwa. Skoro się zobowiązałem to muszę działać do końca. Nasza „jedynka” zapytana ile zebrała mówi, że się tym nie zajmuje. Następnego dnia dostajemy kolejną bombę. Odchodzi rzecznik ruchu Miłosz Lodowski. Jego list do muzyka wycieka do mediów. Zaraz potem dowiaduję się, że listy ułożone przez komisję Kolorza zostały wywrócone do góry nogami i są już nowe. Nie wiem jeszcze, że mnie nie ma. Nerwowo odświeżam komputer.

Tragifarsa. Za godzinę mam spotkanie ze wszystkimi kandydatami. W jakim charakterze mam wystąpić? Przychodzi potwierdzenie. Nie tylko wypadłem z „jedynki”, ale wyleciałem też z listy. Przez szacunek dla ludzi idę na umówione spotkanie. Informuję o tym co się stało. Mówię, że mimo tego z przyjemnością je poprowadzę. W trakcie dociera do nas nowe rozdanie. Na „jedynce” i „dwójce” są kandydaci, którzy do tej pory nie byli brani pod uwagę. Z tego co mi wiadomo nie byli też przesłuchiwani. Nowy lider ma podobno za sobą członkostwo w Unii Wolności, PO, PiS, a ostatnio w KNP.

To kwintesencja apartyjności, transparentności i etyki, o której tak głośno mówił i wciąż mówi Paweł Kukiz. Zmarnował olbrzymią szansę na zmianę. Być może jest charyzmatycznym liderem rockowym. Ale nie powinien być nawet menadżerem zespołu muzycznego, a co dopiero człowiekiem odpowiedzialnym za państwo.

Ciąg dalszy wkrótce…
Regulamin komentowania